ks. Władysław Mroczek (1890-1976)

„NIE MOŻNA ZAPOMNIEĆ JEGO ŻYCIA”

Wśród pierwszej pięcioosobowej grupy Polaków, którzy wstąpili do Zgromadzenia Księży Marianów po jego odnowieniu przez bł. o. Jerzego Matulewicza był Władysław Mroczek, absolwent seminarium duchownego w Warszawie.

Urodził się 21 VII 1890 r. w Ryczołku k. Kałuszyna. Dość szybko zrodziło się w jego sercu pragnienie kapłaństwa. Mając 16 lat wstąpił do seminarium duchownego w Warszawie. Po upływie pięciu lat przyjął niższe święcenia subdiakonatu i ukończył studia seminaryjne. Ze względu na zbyt młody wiek był zmuszony zaczekać na święcenia wyższe. W tym czasie dowiedział się od swojego ojca duchownego, ks. Kazimierza Bronikowskiego, który kandydował do marianów, że o. Matulewicz otworzył w Szwajcarii nowicjat mariański. W roku 1911 udał się więc do Fryburga szwajcarskiego, ponieważ – jak sam wyznał – postanowił oddać się na służbę Bożą w zakonie, by „świat zupełnie opuścić, a Chrystusa naśladować”. 10 VIII 1912 roku kleryk Mroczek złożył pierwsze śluby zakonne.

We Fryburgu uczęszczał na wydział teologiczny (dom mariański był nazywany konspiracyjnie „domem studiów”, a przebywający tam zakonnicy i nowicjusze nawiązali kontakt z uniwersytetem dominikańskim). Swe kształcenie uwieńczył w 1918 r. doktoratem, a w międzyczasie na krótko powrócił do kraju, by przyjąć święcenia kapłańskie (6 IV 1913 r.).

Od 1819 r. ks. Mroczek sprawował obowiązki wychowawcy młodzieży zakonnej w Warszawie na Bielanach (gdzie też pełnił przez pewien czas funkcję wikariusza w parafii), a następnie – od 1922 do 1930 r. – w Skórcu k. Siedlec w zakonnych instytucjach nowicjatu i juwenatu (gimnazjum dla chłopców). Jeden z jego wychowanków, br. Kazimierz Michaluk (†1990), tak w późniejszym czasie wspominał swego mistrza nowicjatu: „Zawsze widzieliśmy go pogodnego, zrównoważonego, wyrozumiałego dla naszych wad i nowicjackich słabości. (…) żył i działał tym duchem, który objawiał się w umiłowaniu Kościoła Chrystusowego i jego członków – swoich współbraci. Widzieliśmy, jak był rozmiłowany w Matce Najświętszej, Niepokalanej Patronce naszego Zgromadzenia”.

W czasie pobytu w Skórcu ks. Mroczek zmuszony był godzić obowiązki wychowawcze z pełnieniem urzędu przełożonego domu i proboszcza parafii. Dał się wtedy poznać jako dobry organizator; dbał zaś nie tylko o stronę materialną, nieustannie czyniąc zabiegi dla duchowego wzrostu parafii, głównie przez zakładanie nowych oraz ożywianie działalności istniejących już grup i stowarzyszeń. W tym czasie pewna część parafian należała do grona mariawitów. Proboszcz poświęcał więc prawie wszystkie wieczory posłudze jednania ich z Kościołem katolickim.

W 1931 r. ks. Mroczek opuścił Skórzec i przeniósł się z powrotem do Warszawy, gdzie wyznaczono mu obowiązki proboszcza parafii Bielany-Marymont, ale już po dwóch latach kapituła generalna powołała go na stanowisko przełożonego polskiej prowincji zgromadzenia marianów. Na okres jego prowincjalatu przypadł znaczny rozwój dzieł apostolskich i wzrost powołań.

Ogromny zapał i odpowiedzialność o. Mroczka nie mogły zostać niezauważone – następna kapituła generalna wybrała go zastępcą przełożonego generalnego (lipiec 1939), co wiązało się z opuszczeniem kraju i wyjazdem do Rzymu. Ks. Mroczek jako wicegenerał zaangażował się dodatkowo w organizowanie nowej prowincji zgromadzenia w USA i struktur mariańskich w Wielkiej Brytanii. W 1951 r. Stolica Apostolska mianowała go przełożonym generalnym zgromadzenia.

Sześciolecie rządów o. Mroczka przypadło na trudny okres w życiu mariańskiej wspólnoty. Marianie obecni w krajach ZSRR zmuszeni byli do działania w podziemiu. Wielu z nich swoją oddaną posługę Kościołowi przypłaciło prześladowaniami, pobytem w łagrach, a nawet śmiercią. O. Generał miał też utrudniony kontakt z prowincją polską. Ubolewał bardzo nad takim stanem rzeczy, ale pozostawał po ludzku bezradny.

Po upływie generalskiej kadencji o. Władysław osiadł na własne życzenie w Balsamao – odzyskanej w 1948 r. kolebce zakonu marianów w Portugalii. W jednym z listów do współbraci tak wyjaśnił motywy swojego wyjazdu do Portugalii: „Przybyłem tu po prostu dlatego, by podtrzymać placówkę, do której nie było kandydatów, z drugiej strony, idealne ustronie, gdzie też znajduje się grób Czcigodnego Sługi Bożego o. Kazimierza [Wyszyńskiego, XVIII-wiecznego marianina, który przeszczepił zakon do tego kraju – KT], pociągało, by ostatnie lata spędzić, przygotowując się do śmierci. O. Mroczek głęboko wierzył, że Opatrzność Boża ma swoje zamiary w stosunku do tego miejsca i że należy uczynić wszystko dla rozwoju marianów w Balsamao. Jak wierzył, tak też czynił. W trosce o powołania otworzył niższe seminarium i przez osiem lat służył portugalskiej wspólnocie jako mistrz nowicjatu.

Po kilkunastu latach gorliwej posługi na ziemi portugalskiej zdrowie o. Władysałwa zaczęło słabnąć. Ostatnie miesiące roku 1975 były już nacechowane znacznym cierpieniem. 2 stycznia 1976 r. odprawił ostatnią w swym życiu mszę świętą – za zmarłych. Kilka kolejnych dni było już oczekiwaniem na zbliżającą się śmierć, która nastąpiła 6 stycznia, wieczorem. Przed śmiercią zdążył się jeszcze uśmiechnąć do obrazu Matki Bożej Częstochowskiej, ustawionego przed jego łóżkiem przez jednego ze współbraci. Następnie ucałował krzyż, który niegdyś otrzymał na pamiątkę złożenia profesji zakonnej.

Ks. Baltazar Pires, przyjaciel ks. Mroczka, wypowiedział nad jego trumną znamienne słowa: „Ojciec Władysław, choć umarł, wciąż mówi. Nie można zapomnieć jego życia…”

Należy jeszcze wspomnieć nieco o duchowej sylwetce o. Władysława. Był marianinem – by użyć tu popularnego powiedzenia – z krwi i kości. Żywe było jego nabożeństwo do Niepokalanej. Napisał nawet specjalną Instrukcję o kulcie maryjnym w zgromadzeniu. W Maryi widział drogę prowadzącą do Jezusa, a przykładem takiej wiary były słowa umieszczone na obrazku prymicyjnym: „Matko Niepokalana, naucz mnie kochać Jezusa”. Zawsze – nie tylko jako generał – troszczył się o to, by zgromadzenie było wierne swojej misji. Za istotny i nieodłączny element tej wierności uważał modlitewną pomoc zmarłym, dlatego czynił starania, by dokładnie określić i utwalić w odnowionym prawie zakonnym ten aspekt mariańskiego powołania. Sam też gorąco każdego dnia modlił się za dusze czyśćcowe. Głęboko na sercu leżały mu sprawy Kościoła i apostolat marianów. Kochał bardzo zgromadzenie i pragnął taką miłość przeszczepić młodszym współbraciom. Nade wszystko jednak był człowiekiem modlitwy.

Publikacje zawierające informacje nt. osoby ks. Władysława Mroczka:

• Bukowicz J., Ksiądz Władysław Mroczek MIC oczami współbraci, „Z Niepokalaną” 4(28)2001, s. 16-17.
• Trojan K., W cieniu Krzyża. Dzieje parafii pw. Nawrócenia św. Pawła Apostoła w Skórcu, Licheń 2007.