Ks. Zygmunt Trószyński (1886-1965)

Wśród wielu świadectw za wiarę Zgromadzenia Marianów, nie może zabraknąć księdza Zygmunta Trószyńskiego. Gdy na początku lipca 1963 r. przypadał złoty jubileusz jego święceń kapłańskich, parafianie, bardzo licznie zgromadzeni w rozbudowanym kościele na Marymoncie, entuzjastycznie okazywali Jubilatowi swą miłość, wdzięczność i szacunek. Uroczystości pogrzebowe, zgromadziły równie wielkie tłumy, już nie tylko parafian, które w ten sposób potwierdziły swoje przywiązanie do tego kapłana oddanego Chrystusowi i Kościołowi. Dzisiaj zdjęcie ks. Trószyńskiego umieszczone jest w muzeum Powstania Warszawskiego, przypominając w ten sposób jego ofiarną i ciężką pracę nie tylko dla dobra Kościoła, ale dobra kraju, w którego granicach znajdował się Kościół jego kapłańskiej posługi.

Ksiądz Trószyński urodził się w 1886 r. w Rudzie pod Marymontem, w rodzinie o głębokich tradycjach religijnych i patriotycznych. Początkowo uczono go w domu, a później uczęszczał do gimnazjum w Warszawie. W cztery lata po śmierci ojca i zdaniu matury w 1907 r. rozpoczął studia przyrodnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim. Po niespełna roku przeniósł się na dominikański uniwersytet we Fryburgu Szwajcarskim. Postawa studiujących tu polskich kleryków i księży, niewątpliwie odegrała ogromny wpływ na późniejszy wybór kapłaństwa. Wkrótce po śmierci swego brata, który go utrzymywał, wrócił do Polski. Wstąpił do warszawskiego seminarium, spotkał tam ks. Leona Kulwiecia, marianina, i w ten sposób dowiedział się o zgromadzeniu marianów. W lipcu 1913 r. przyjął święcenia kapłańskie w kościele św. Krzyża z rąk bpa Kazimierza Ruszkiewicza. Po święceniach zgłosił się do przybyłego z Fryburga ks. Jerzego Matulewicza, który przyjął go do mariańskiego nowicjatu. Jednak ks. Zygmunt nie mógł wyjechać do domu nowicjackiego, ponieważ rozpoczęła się I wojna światowa, której krwawe żniwo stało się polem realizacji jego apostolskiej gorliwości i odwagi m.in. opatrywaniem rannych i pomocą umierającym.

Po wkroczeniu wojsk niemieckich do Warszawy w 1915 r. abp Kakowski osiedlił marianów na warszawskich Bielanach, gdzie ks. Matulewicz otworzył nowicjat, do którego wstąpił m.in. ks. Zygmunt Trószyński. Już jako nowicjusz – kapłan pracował duszpastersko przy parafii bielańskiej, a po złożeniu ślubów wieczystych w 1919 r., został skierowany do Skórca, by tam organizować parafię. Pięć lat później został wysłany do Stanów Zjednoczonych, jednak tęsknota za krajem okazała się silniejsza i dwa lata później powrócił do Polski, by objąć probostwo parafii bielańskiej.

Widząc moralną i materialną biedę ludzi, szybko zorganizował pomoc dla najbiedniejszych, samotnych i starych, zakładając parafialny odział Caritas oraz liczne koła organizacji społecznych. Na sercu leżała mu także troska o dzieci, dlatego też otworzył kilka przedszkoli oraz organizował dożywianie najmłodszych na Marymoncie.

Wraz z wybuchem II wojny światowej po raz kolejny wykazał się ogromną miłością i odwagą w opiece nad potrzebującym, przygarniając początkowo uciekinierów i żołnierzy, zwłaszcza rannych oraz ich dzieci. Po kapitulacji Warszawy zajmował się rannymi żołnierzami w szpitalach. Przy ul. Lipowej otworzył schronisko dla żołnierzy-rekonwalescentów, które sam utrzymywał i zaopatrywał. Stworzył tajną organizację „Pomoc Żołnierzowi”, wysyłającą paczki do jeńców i pomagającą partyzantom. Należał do osób najbardziej zasłużonych dla ratowania Żydów. Dzieciom żydowskim wystawiał „lewe” metryki, ukrywał te dzieci na plebanii, u zakonnic i w rodzinach. Potrzebującym oddawał wszystko, nawet własną odzież i żywność.

Działał również w konspiracji, szczególnie przy kolportażu prasy podziemnej, następnie został kapelanem AK przy parafii św. Jerzego w randze kapitana, awansowanym do rangi majora. Podczas powstania warszawskiego był kapelanem VIII Dywizji Piechoty, noszącym pseudonim „Alkazar”. Pisano o nim, że „był zawsze wśród żołnierzy na pierwszej linii ognia, niosąc im nie tylko pomoc kapłańską, ale i zwyczajną, ludzką pomoc”. Wynosił rannych z pola walki i dźwigał do powstańczego szpitala. Sam również został ranny. Po kapitulacji powstańców nie załamał się, lecz udał się do Milanówka, by tam ratować ludzi przed wywózkami, załatwiać im pracę i środki do życia. Po powrocie do Warszawy uruchomił kilka kuchni i zorganizował dożywianie dzieci w szkołach. W 1947 r. otworzył bursę dla sierot po powstańcach.

W swej niezmordowanej pracy społecznej ks. Zygmunt napotkał nowego wroga, którym się okazały władze komunistyczne, chcące szykanami i nakładaniem wysokich podatków, zniszczyć jego działalność charytatywną wśród dzieci młodzieży. Gdy prześladowanie nie pomogło, w 1949 r. został aresztowany. W więzieniu szybko stał się duchową podporą innych osadzonych, którzy czas z nim spędzony wspominają jako rekolekcje, podczas których nikomu nie odmawiał spowiedzi, chociaż był za to dotkliwie karany. Podczas śledztwa ks. Zygmunt doznawał wielu upokorzeń i cierpień fizycznych. Skazany na 6 lat więzienia za próbę zmiany ustroju Polski poprzez „wspólne herbatki, opłatki i święcone”, został przewieziony do więzienia we Wronkach. Jego rodzona siostra prosiła prezydenta Bieruta o ułaskawienie brata, ale ten odpowiedział tylko nieznacznym zmniejszeniem wyroku z 6 do 4 lat więzienia. Po wyjściu z więzienia z ust ks. Trószyńskiego można było usłyszeć taką odpowiedź: „Pan Bóg mnie tam potrzebował”. Kilka lat później sąd wojewódzki w Warszawie na wniosek złożony o rehabilitację odpowie, że ks. Trószyński nie popełnił żadnego z zarzucanych mu czynów, a skazanie go „było krzywdą wyrządzoną człowiekowi, który ma za sobą piękną kartę działalności kapłańsko-charytatywnej”.

Mimo tylu trudnych doświadczeń ks. Zygmunt podjął pracę w parafii Bielany-Marymont, a następnie został kapelanem sióstr urszulanek w Młocinach. W wyniku postępującej choroby serca musiał jednak zrezygnować z pracy kapelana sióstr i został umieszczony w domu księży emerytów w Otwocku, gdzie do końca swoich dni pomagał biednym. Zmarł pod koniec czerwca 1965 r. i został pochowany w Warszawie.

Ksiądz Zygmunt Trószyński w doświadczeniach dwóch wojen światowych, więzienia, na które został skazany głównie za działalność w AK, zawsze szukał dobra, które mógłby wyświadczyć innym. Był gotów wszystko poświęcić dla bliźniego, jeżeli tylko Bóg tego od niego żądał. Nigdy nie walczył z bronią w ręku, ale jak pisał o nim kardynał Stefan Wyszyński, „miłością zwyciężał nienawiść”. Tego samego uczył też innych.

Jacek Rygielski MIC

Publikacje zawierające informacje nt. osoby ks. Zygmunta Trószyńskiego:

• Nieciecki W., Przeszli dobrze czyniąc (Ks. Władysław Łysik i ks. Zygmunt Trószyński ze Zgromadzenia Księży Marianów), „Róże Maryi” 28(1972)nr 6, s. 24-28.
• Trojan K., W cieniu Krzyża. Dzieje parafii pw. Nawrócenia św. Pawła Apostoła w Skórcu, Licheń 2007.