Ojciec Bernard Pielasiński (1832–1914)

1. „Wierny sługa i Czciciel Maryi. Ozdoba duchowieństwa archidiecezji warszawskiej”.

„Dobroć, miłosierdzie względem ubogich i chorych, duch umartwienia, zaparcia się i nieustannej modlitwy oraz głęboka pokora i bezgraniczne ubóstwo zakonne […] to były główne cechy o. Bernarda, które osiągały stopień heroiczny, a wokół jego postaci stworzyły osobliwą aurę świętości”[1]. Tak wzniosłą ocenę postaci ojca Bernarda zawierał biograficzny artykuł, zamieszczony w krakowskim czasopiśmie „Dzwon Niedzielny”. W 1928 r. zamieszczono w nim aż 13 artykułów dotyczących życia i działalności „świątobliwych osób” ojca Stanisława Papczyńskiego i o. Bernarda Pielasińskiego. Podobne opinie pozostawili po nim świadkowie jego życia w Górze Kalwarii, m. in. siostry szarytki oraz wiele osób świeckich.

Bernard urodził się w niedzielę 27 maja 1832 r. w małej miejscowości Hyżyny w pobliżu Latowicza na Mazowszu. Był on siódmym i najmłodszym dzieckiem Franciszka Pielasińskiego i Marianny Szląskowskiej. Ochrzczono go tego samego dnia w kościele latowickim, nadając mu imiona Franciszek Bernard[2]. W rodzinie Pielasińskich, zakon marianów był znany, ceniony i wpisany w historię rodu. Z tą rodziną był spokrewniony o. Antoni Czerniewski, przełożony generalny marianów w latach 1853–1858[3]. Rodzonym bratem Pielasinskiej, a wujem Bernarda, był wybitny i zasłużony marianin Mikołaj Szląskowski[4]. Ich krewnym był też ksiądz diecezjalny, proboszcz w Jazgarzewie. Marianie byli też znani w parafii latowickiej z racji posługi duszpasterskiej, którą pełnili wielokrotnie, jako kapelani parafialni. Służbę tę wypełniali przede wszystkim zakonnicy z Goźlina i Wieczernika[5].

Gdy Bernard miał pięć lat, zmarł jego ojciec. Jego wychowaniem i formacją religijną zajęła się pobożna matka. Wraz z nadejściem wieku szkolnego, matka umieściła go w kolegium pijarów w Piotrkowie. Po jego ukończeniu zgłosił się do upragnionego jego sercu nowicjatu marianów. Według S. Pietrzaka, ze względu na słabe zdrowie nie został przyjęty[6]. Zmartwiony odmową zwrócił się z prośbą o przyjęcie do Seminarium Diecezjalnego u św. Krzyża w Warszawie, prowadzonego przez Księży misjonarzy, gdzie jest wymieniony w wykazie kleryków z 1851 r.[7]. W tym samym dokumencie jest wzmianka, że po przebyciu całego roku, „Chociaż jego obyczaje były przykładne, to jednak z powodu niezdolności został z seminarium usunięty”[8].

Według biografów młody Pielasiński szukał interwencji nieba, uciekł się do modlitwy i umartwień, a zwłaszcza gorąco modlił się za dusze w czyśćcu cierpiące, jak to w praktyce czynili marianie[9]. W 1852 r. udał się do klasztoru marianów w Goźlinie, gdzie wówczas przełożonym był jego wuj o. Mikołaj Szląskowski. Tam spotkał się z serdecznym przyjęciem i wraz z trzema kandydatami został poddany przez cztery miesiące próbie w zakonnym postulacie w Goźlinie. Dnia 28 października 1852 roku, w święto Apostołów Szymona i Judy Tadeusza, przed ołtarzem Matki Bożej Bolesnej, odbyła się uroczystość obłóczyn 4 kandydatów, którzy już następnego dnia udali się do klasztoru nowicjackiego w Skórcu, dokąd przybyli w dniu 30 października[10]. Niestety wówczas na Podlasiu wybuchła groźna zaraza i mimo troskliwej opieki i żarliwych wysiłków na początku grudnia trzej jego współtowarzysze zmarli[11].

Bernard śluby zakonne złożył dopiero po czterech latach, w 1856 r.[12], co wiązało się z carskim ukazem z 1843 r., zakazującym składania ślubów przed ukończeniem 24 roku życia[13]. W Skórcu, aż przez sześć lat kontynuował studia filozoficzne i teologiczne, co w owym okresie było wydarzeniem wyjątkowym. W 1858 r. dnia 25 maja, w katedrze biskupiej w Janowie Podlaskim przyjął święcenia kapłańskie[14]. Swoje pierwsze trzy msze prymicyjne odprawił w kościołach drogich jego sercu. Były to:  Skórzec – miejsce formacji duchowej i intelektualnej, następnie Wieczernik tak związany z życiem Założyciela oraz Goźlin[15]. Jako czciciel tajemnicy Niepokalanego Poczęcia Maryi, pragnąc poświęcić przyszłe swoje prace Maryi Niepokalanej i zapewnić sobie jej błogosławieństwo, dnia 24 września 1858 r. zapisał się do Bractwa Najświętszego i Niepokalanego Serca Maryi, które istniało przy kościele kapucynów w Lublinie i miało na celu nawracanie grzeszników[16].

2. Kapłańskie posługiwanie w „winnicy mariańskiej”

Przez sześć lat, jako kapłan, mając swoją siedzibę w Skórcu, gorliwie posługiwał ludowi Podlasia. Niewiele zachowało się przekazów o jego pracy duszpasterskiej.  Najobficiej pisali o niej i o samym o. Bernardzie, bezpośredni świadkowie jego życia, którzy wiele czasu razem z nim spędzili i słuchali jego opowiadań. Byli to Stanisław Pietrzak oraz ks. Jan Janowicz, ale nie wszystkie ich relacje są wiarygodne.

Wspomniano na początku niniejszego artykułu, że młody Bernard z powodu słabego zdrowia i braku zdolności, miał trudności z realizacją swego powołania. Wszystkie one ustąpiły, jak uważał Bernard, dzięki wsparciu Matki Najświętszej oraz jego wysiłkom i pracowitości.  Przełożeni będąc przekonani o jego niezwykłych zaletach umysłu i serca, jak i o wysokiej kulturze ducha, którą się odznaczał zaraz po święceniach kapłańskich, pomimo młodego wieku powierzyli mu różne funkcje kapłańskie. Został mianowany w Skórcu: lektorem, czyli profesorem mariańskich kleryków, wice magistrem nowicjatu oraz (concionator et promotor), czyli urzędowym kaznodzieją i promotorem dwóch mariańskich bractw[17]. Według Muniaka, o. Bernard po święceniach pracował też w Puszczy Korabiewskiej, w Mariampolu, w Górze Kalwarii, w Krasnobrodzie, ale te informacje nie znajdują pokrycia w skąpych źródłach[18], bowiem w wykazach statystycznych kurii podlaskiej oraz w mariańskich dokumentach, jest wymieniany w latach 1858-1864 jako mieszkaniec klasztoru skórzeckiego[19]. Możliwe, że w wymienionych placówkach przebywał przez bardzo krótki okres czasu, najwyżej kilka miesięcy.

Był popularnym i cenionym kaznodzieją i spowiednikiem, który swoje akcje duszpasterskie zawsze poprzedzał gorącą modlitwą. Dla swojej świątobliwości cieszył się poważnym szacunkiem zarówno w zakonie, jak i w diecezji. Jako promotor Bractwa św. Jana Nepomucena, wykazywał się niezmierną gorliwością. W zachowanych księgach brackich widać jego troskę o wzrost liczebny bractwa, o duchową formację braci i sióstr. O to, aby bractwa odgrywały aktywną, pozytywną rolę w kościele i w życiu  każdego z członków.  Widząc tragedię pijaństwa, tak jak o. S. Papczyński, nie tylko ubolewał nad tą straszną plagą, która była przyczyną nędzy moralnej i materialnej szerokich mas ludu, ale wytrwale walczył o trzeźwość ludu. Tę ideę głosił z ambony, w konfesjonale, w czasie głoszonych rekolekcji i misji parafialnych.  Jego radykalna postawa, przyniosła mu w diecezji zaszczytny tytuł „Apostoła trzeźwości”. Był szeroko znany ze swej abstynenckiej działalności, zaś jego przeciwalkoholowa praca była niezwykle owocna w swoich skutkach. Według jego biografa, na prośbę biskupa lubelskiego, w 1860 r., na kilka miesięcy, został wysłany do bardzo rozpitej parafii Krasnoborza, w jego diecezji [prawdopodobnie chodzi o Krasnobród].  Jego dobroć i uprzejmość a także stanowczość i gorliwość w walce o trzeźwość, głoszone nauki i rekolekcje oraz założone przez niego Bractwo Trzeźwości, w poważnej mierze przyczyniły się do ograniczenia plagi alkoholizmu. Na skutek jego gorliwej akcji zbankrutowało kilka karczm. Karczmarze postanowili zemścić się na zakonniku.  Na powracającego od chorego o. Bernarda urządzili zasadzkę i dotkliwie go pobili.  Wówczas o. generał Roman Wilczyński wezwał go do klasztoru w Skórcu. Urywek jego listu godzien jest zacytowania, „Z relacji J. E. Księdza Biskupa Jegomości wiemy, tudzież od X. Dziekana, a i z Twoich Wielebny nasz Synu sprawozdań, jak wielkie rzeczy przez Twoją miłość Chrystus Jezus w Krasnoborze dla biednego ludu uczynił, bez wylania łez dziękczynnych u stóp Niepokalanej Matki nas Marianów, o tym doniosłym skutku kilkumiesięcznych Twoich prac misjonarskich mówić nie możemy. O jak dobry jest Pan, „iż z pijackich okolic trzeźwe, ze złodziejskich ludzkie, z kłótliwych ciche, a z nieczystych pokutujące”, jak to nam uprzejmie Jegomość X. Biskup pisze, za Twej miłości sprawą Bóg miłosierny uczynił”[20].

Po powrocie do Skórca, oprócz prac duszpasterskich, zakonno-formacyjnych poświęcił się zdecydowanie walce z pijaństwem. Plaga ta w XIX wieku dotykała całą Europę, ale najbardziej była rozpowszechniona w imperium rosyjskim. Odpowiedzią Kościoła było organizowanie bractw trzeźwości. Powstawały one dynamicznie w drugiej połowie XIX wieku. W diecezji podlaskiej, prekursorem w tej dziedzinie był właśnie o. Bernard Pielasiński. Pomimo, że władze carskie nie sprzyjały akcjom trzeźwościowym, a nawet groziły kapłanom represjami, o. Bernard takie bractwo założył w Skórcu około 1860 r. Różnymi metodami zachęcał do zapisywania się do bractwa i do surowego przestrzegania ustaw abstynenckich. Jako promotor Bractwa św. Jana Nepomucena wiedząc, że przynależność do niego jest prestiżowa i jest uważana za przywilej, w 1863 r. wydał zarządzenie mówią ce, „że bracia i siostry, jeżeli nie zapiszą się do Bractwa Trzeźwości, nie mogą należeć do Bractwa św. Jana Nepomucena. Natomiast wszyscy wpisani do Bractwa Trzeźwości, jeżeli od tego dnia będą pili alkohol, zostaną natychmiast wykreśleni z Bractwa św. Jana Nepomucena”[21]. W kwestii krzewienia abstynencji jego działania były wcielaniem w życie pragnień i wysiłków ojca Założyciela.  Tak jak o. Papczyński rozmiłowany w ubóstwie, pełen poświęcenia i uczynności dla bliźnich, był człowiekiem wrażliwości społecznej.
Był jednym z pierwszych kapłanów, który pospieszył na duchowy ratunek uciskanej na Podlasiu unickiej ludności. Według jego biografa, przy zachowaniu wszelkich środków ostrożności, przebrany za handlarza lub dziada proszalnego, zjawiał się w miejscach umówionych, a unici powiadomieni sekretnie, spieszyli dyskretnie do stodoły, do starego młyna, lub w jakieś miejsce ukryte w lesie, by się wy spowiadać, zawrzeć sakrament małżeństwa lub ochrzcić dzieci[22]. W jego działaniu ujawniała się głęboka miłość do Boga, do człowieka i do ojczyzny.

Lata 1861–1862 na ziemiach polskich były w polskiej historiografii nazwane „rewolucją moralną”. Wówczas społeczeństwo Królestwa manifestowało swoją postawę i przypominało o prawie do niepodległości narodowej przy pomocy uroczystości o charakterze religijno-narodowym[23]. Tłumy wiernych z emblematami religijnymi i narodowymi, gromadziły się na mszach patriotycznych, śpiewając pieśni narodowe i patriotyczne, zakazane przez carat od 1832 roku[24].

Na początku 1862 r., z Siedlec oraz z Żeliszewa do kościoła Krzyża św. w Skórcu, wyruszyła wielka procesja, której uczestniczy nieśli sztandary kościelne i flagi narodowe, intonując odpowiednie śpiewy. Manifestacja zakończyła się uroczystą mszą świętą w Skórcu, w której udział wzięli przybyli manifestanci, członkowie bractw, zgromadzeni księża i tłum miejscowych wiernych[25]. Jednym z głównych organizatorów był o. B. Pielasiński, który za rozbudzanie postaw patriotycznych i organizowanie manifestacji został poddany ścisłemu nadzorowi policji carskiej.  Generalny policmajster informował swoje władze, że „ksiądz B. P[ielasinski], marianin, brał udział we wszystkich „manifestacjach politycznych i pochodach, które urządzali sami zakonnicy (marianie), dlatego trzeba nad nim czuwać jak najostrzej”[26].

Po upadku powstania styczniowego, władze carskie przystąpiły do rozprawy z zakonami, która w swej dalszej fazie miała doprowadzić do likwidacji życia zakonnego na terenie rosyjskiego imperium. W nocy z 15 na 16 listopada 1864 wszystkie klasztory zostały otoczone wojskiem, żandarmerią i urzędnikami, którzy przeprowadzili szczegółową rewizję, zarekwirowali dokumenty i cenniejsze rzeczy, zaś zakonników wsadzono na wcześniej przygotowane wozy i około trzeciej nad ranem wywieziono do przeznaczonego aresztu. Tak też przebiegała likwidacja klasztoru w Skórcu.  Zakonników przewieziono nocą do więzienia w Siedlcach, a następnie do klasztoru w Mariampolu. W ten sposób o. Bernard wraz z grupą marianów z innych klasztorów, na początku grudnia 1864 znalazł się w tamtejszym klasztorze[27].

W 1866 r. w mariampolskim klasztorze przebywało 22 mariańskich kapłanów[28]. Dokuczało im ubóstwo, ciasnota, swary narodowościowe, systematyczna inwigilacja carskiej policji, ale najbardziej brak pracy duszpasterskiej, bowiem Polacy nie znali języka litewskiego. Dlatego w 1867 r. sześciu polskich zakonników, a wśród nich o. Bernard, zwrócili się z prośbą do biskupa Konstantego Łubieńskiego, aby u władz carskich załatwił im pozwolenie na pracę przy innych parafiach. Niestety odpowiedź była odmowna[29]. Dopiero w 1869 r. o. Pielasiński otrzymał pozwolenie na opuszczenie mariampolskiego klasztoru.  Według ks. K. Bronikowskiego, uczynił to z powodu pogorszenia stanu zdrowia i trudnych warunków życia dla jego choroby[30]. Początkowo otrzymał zgodę na dorywcze posługiwanie w kościołach diecezji sejneńskiej. Dłużej w tej diecezji pracował, jako wikariusz w Krasnymborze i w Dąbrowie[31]. W tym czasie, z myślą o kościele Wieczerzy Pańskiej, czynił usilne starania o przeniesienie do Archidiecezji Warszawskiej. Poważny wpływ na jego decyzję wywarły namowy jego wujka, ks. Braulińskiego, proboszcza w Górze Kalwarii[32].

3. W służbie cierpiącym, ubogim i zapomnianym. Kapelan w Górze Kalwarii.

W 1875 r., za zgodą władz carskich i diecezjalnych o. Pielasiński zamieszkał na terenie diecezji warszawskiej, a w 1876 r. osiadł na stałe, jako kapelan przytułku dla ubogich starców i kalek w Górze Kalwarii. Artykuł zamieszczony w „Katoliku..,” informując o jego losach, napisał, że „ofiarowanej mu przez paru biskupów parafii nie przyjął”, bo wolał resztę swego życia poświęcić chorym i ubogim[33]. Był świadomy, że będzie zmuszony pracować ponad siły, że będzie musiał nieść pomoc duchową ponad 500 pensjonariuszom[34].

Zamieszkał w przytułku w nadzwyczaj skromnych warunkach. Według świadectw obowiązki kapelana spełniał nadzwyczaj gorliwie. O każdej porze dnia i nocy niósł ubogim i chorym nie tylko pomoc duchową, ale tak jak brat Albert, spełniał wobec nich najniższe posługi, z prawdziwą miłością bliźniego i bezgranicznym poświęceniem. Osobiście sam sprzątał i zamiatał zakładowy kościółek i sam sobie przyrządzał posiłki. Siostry szarytki przybyły do zakładu dopiero w 1906 r.[35].  Również mimo słabe go zdrowia i tylu obowiązków spieszył chętnie z pomocą okolicznym proboszczom.

Znany był zwłaszcza z głoszonych z pasją kazań maryjnych. Z kazaniami jeździł po okolicy bez rządowych przepustek, co było surowo zakazane. Po różnych upomnieniach nałożono za to na niego finansową karę 300 rubli. Ponieważ nie miał z czego jej zapłacić, przybył komornik, aby dokonać zajęcia czegoś wartościowego w mieszkaniu, ale nie miał co zająć, więc zasądzoną sumę potrącano mu z pensyjki przez kilka lat[36]. Trzeba zauważyć, że początkowo pobierał pensyjkę w ilości 10 rubli miesięcznie, którą mu po pewnym czasie podniesiono do 25. Jego ubóstwo tak opisał biograf: „Ubóstwo w jego celi było takie, że raczej do mieszkania żebraka niż kapłana, było podobne. Mizerne twarde łoże, prosty stół z krzyżem i szafka na książki, dwa nędzne krzesła, dzban na wodę, którą sam sobie nosił.”[37]

Ze swojej skromnej pensji oszczędzone grosze przeznaczał na wsparcie dla ubogich, na misje katolickie, na prasę religijną. Udzielał jałmużny ubogim i potrzebującym, wspierał żebraków i ubogą młodzież pragnącą kształcić się[38]. Siostra Antonina przełożona szarytek zeznała, że osobiście zawiozła przeznaczone przez o. Bernarda 120 rubli na pismo „Polak–Katolik”, a przecież dla niego to była poważna suma.

„Jeszcze większe wrażenie sprawia ofiara, jaką uczynił przed samą śmiercią. Gdy dowiedział się, że to pismo znalazło się w finansowych tarapatach, to odłożone na swój pogrzeb 30 rubli, przekazał jego redaktorowi ks. Ignacemu Kłopotowskiemu, katolickiemu publicyście, a dzisiaj świętemu. Z wdzięczności za ofiarność, za ten wdowi grosz, wzruszony ks. Kłopotowski opublikował emocjonalną notatkę, którą tu w części przytoczymy, „Jeden z sędziwych kapłanów, który po długoletniej swej pracy świątobliwej, oczekuje na tym świecie tylko śmierci szczęśliwej, przesłał nam na prasę katolicką ostatni swój grosz, trzydzieści rubli. Tyle tylko miał w tej ostatnie chwili, bo przez całe swoje życie, każdy grosz rozdawał na potrzeby z dobrem Kościoła związane. Nie przeczyta tych słów o sobie cichy pracownik Boży, bo zresztą nigdy nie chciał dla siebie uznania i unikał rozgłosu. Ta mała jałmużna to wielka pomoc dla nas. To przykład, że sprawie prasy katolickiej [trzeba] poświęcić każdy grosz, choćby ostatni, nawet tak potrzebny, jak na mogiłę dla szczątek śmiertelnych”[39].

Jeszcze jedna opinia o życiu wewnętrznym o. Bernarda: „Jeszcze kilka lat przed śmiercią, staruszek chodził o północy do kaplicy zakładowej odmawiać Jutrznię, a w ostatnich latach o północy świecił lampkę w mieszkaniu i modlił się. Ile razy ktoś zaszedł do niego, zastawał go najczęściej przy modlitwie”. Ks. Bronikowski z relacji siostry Antoniny, przełożonej szarytek zanotował, „Z relacji tej siostry wyniósłem jak najlepsze pojęcie o staruszku Pielasińskim”[40].

O. Bernard, był kapłanem zatopionym w modlitwie. Był też cierpliwym, miłosiernym, gorliwym spowiednikiem. W jego życiorysie napisano, że był „Ojcem duchownym wielu znakomitości w Polsce, kapłanów i niektórych biskupów spowiednikiem i doradcą”. W ulotce pośmiertnej dodano, „Był żywym obrazem swego zakonodawcy o. Stanisława od Jezusa Maryi Papczyńskiego, przy którego grobie straż trzymał wiernie”[41]. Z powodu jego pokornego posługiwania w konfesjonale, biskup W. Chościak-Popiel, nazwał go publiczne „proboszczem z Ars”[42]. Według zeznań księdza Mateusza Jeża, biskup przez pewien okres był również jego penitentem[43].

Kościół Wieczerzy Pańskiej był przez o. Bernarda „omodlony”. Gdy tylko czas mu na to pozwalał, szedł do Wieczernika, troszczył się o tę świątynię, sprzątał ją i modlił się gorliwie zwłaszcza w dwóch sprawach: były to gorące prośby do Boga o ratunek dla ginących marianów oraz o beatyfikację o. Założyciela. Wiele trudu i zabiegów poświęcił, aby ratować Wieczernik przed ruiną. Dokonywał w nim drobnych napraw i bronił przed rozbiórką. Kiedy „ks. Proboszcz Ludwik Walichnowski, chciał sprzedać kościółek protestantom lub w ogóle rozebrać go, ponieważ wymagał remontu, zgnił na nim dach, okna  były  powybijane. Wówczas  mieszkańcy  Marianek i Góry oburzeni <urągali na księdza> i z inicjatywy ojca Bernarda porobili składki i kościółek wyremontowali.  Mówili  <jakżesz można sprzedać kościółek, w którym leży święte ciało>”[44].

Ks. Pielasiński czynił usilne starania, aby ratować Wieczernik przed całkowitą ruiną. Zbierał fundusze i czynił starania u władz carskich i kościelnych. Jego kołatanie do władz rosyjskich, przyniosło pozytywny skutek, bowiem w 1890 r. otrzymał zgodę na remont świątyni. O pomoc poprosił też księżnę Potocką z Wilanowa, która była pobożną i dobroczynną osobą. Przez swoich ludzi przysłała drewno na cały dach, zaś piękne modrzewiowe belki z wilanowskiego parku do dzisiaj zdobią wnętrze świątyni[45]. Na restaurację świątyni otrzymał również zgodę od arcybiskupa W. Chościak-Popiela.

Po gruntownym odnowieniu Wieczernika, dnia 24 czerwca 1891 roku otrzymał od niego pozwolenie na uroczystą rekoncyliację odnowionego kościoła[46]. Tego samego roku, w uroczystość Opatrzności Bożej, wśród licznie zgromadzonych wiernych i duchowieństwa, świątynia została poświęcona, a o. Pielasiński odprawił w niej uroczystą sumę. Świadkowie jego życia złożyli o nim opinię o sławie i świętości, godną tu zacytowania. Szarytka – zakonnica, tak o nim zeznała, „Gdy przyjechałam do zakładu kapelanem był Ojciec Bernard Pielasiński, marianin. Ojciec Bernard miał wtedy opinię człowieka świętego i zmarł w roku 1914 w opinii świętości. Wszyscy, którzy go znali, byli przekonani o jego świętości. Odznaczał się wielkim duchem ubóstwa, tak, że nic własnego nie posiadał. […] Był kapłanem nadzwyczaj gorliwym w głoszeniu kazań, w słuchaniu spowiedzi. Miał własny klucz do kaplicy zakonnej, tak, że w nocy przychodził na modlitwę. Ojciec Bernard umierał bardzo pobożnie, podczas pogrzebu, ludzie mówili, że umarł zakonnik święty”[47].

Wbrew opinii „stanisławitów”, że nosił na sobie dostojnie biały habit zakonny”[48], ojciec Bernard, w sercu był 100% marianinem, ale jak zeznali świadkowie, aby nie narażać siebie i Wieczernika władzy carskiej, na co dzień nosił czarny strój księdza diecezjalnego[49]. W testamencie wyraził życzenie, aby być pochowanym w białym habicie mariańskim, co uszanowano, ale nie uszanowano jego prośby, aby był pochowany przy kościele w Wieczerniku, razem z innymi marianami. Został pochowany w grobie swego wujka ks. L. Walichnowskiego.

Jeśli chodzi o krzewienie kultu do Ojca Papczyńskiego, zasługi o. Bernarda w tym względzie są priorytetowe. Na pytanie wizytatora dotyczące kultu, ks. Z. Trószyński odpowiedział, że są trzy źródła tego kultu: Ojciec Pielasiński, który był jego stróżem i opiekunem, siostry szarytki z zakładu w Górze Kalwarii oraz znajomi Ojca Pielasińskiego, przejęci nabożeństwem do Ojca Papczyńskiego, ale u podstaw kultu stoi postać i gorliwość ojca Bernarda.  Czesław Zambrzycki, sekretarz sądu w Warszawie relacjonował, że bardzo dobrze znał ojca Pielasinskiego, ponieważ przez kilka lat był jego ministrantem i często jeździł z nim na Marianki, „gdzie o. Bernard gorąco modlił się u grobowca o. Papczyńskiego, tam odprawiał mszę świętą i z siłą ducha mówił o jego świętości[50]”. Zeznania wielu osób, które znajdują się w naszym archiwum, na pytanie, skąd czerpali wiedzę o ojcu Papczyńskim, odpowiedziało, że od księdza Pielasińskiego. Ks. Trószyński zwrócił uwagę, że nie tylko zakonne osoby były pod wpływem Ojca Pielasińskiego, ale także wiele wpływowych osób z okolic i Warszawy. Znany był dobrze biskupowi warszawskiemu Wincentemu Chościak-Popielowi oraz Franciszkowi Jaczewskiemu biskupowi podlaskiemu, a następnie warszawskiemu. Jeśli wierzyć Muniakowi to z życzliwością traktował go kard. Adam Sapieha.

Jak święcie żył, tak święcie zmarł. Z rana jeszcze wyspowiadał siostry szarytki, a o godzinie jedenastej 19 kwietnia 1914 r. oddał ducha Bogu. Wieść o jego śmierci szybko rozeszła się po okolicy i różnych zakątkach Polski.  Był postacią znaną i szanowaną, o czym świadczą liczne nekrologi i gorące wspomnienia zamieszczone w wielu pismach[51]. Tygodnik „Świat” umieścił jego nekrolog, wśród czterech wybitnych i zasłużonych Polaków, zmarłych w Europie, w kwietniu 1914 r.[52] W nekrologu napisano, „Zmarł ostatni polski przedstawiciel dawnego zakonu Maryanów […] w Górze Kalwarii, tam pracując jako spowiednik, filantrop i opiekun młodzieży…”. Jego ubóstwo było heroiczne i wzruszające. Według ks. Bogumiła Janowicza, urzędnik magistracki, który po śmierci Bernarda przybył, aby spisać po nim pozostałe dobro, wycenił cały majątek na 60 kopiejek[53]. [Ubogie meble należały do zakładu]

4. O. B. Pielasiński – O. J. Matulewicz: „Marianie biali – Marianie czarni”.

Wielokrotnie daje się słyszeć pytanie, czy o. Jerzy Matulewicz znał, czy spotkał osobiście o. Pielasińskiego, czy odwiedzał „Wieczernik”? Chyba nie ma wątpliwości, że myśląc o marianach, znając ich i na swój sposób kochając, będąc w pobliskich Chyliczkach, gdzie jego stryj był proboszczem, odwiedzał Wieczernik. Ks. Zygmunt Trószyński, jeden z pierwszych marianów, który zajmował się sprawą stanisławitów zeznał: „Jestem przekonany, że o. Matulewicz wiele razy bywał u grobu o. Papczyńskiego, jako świątobliwego założyciela marianów. Wtedy, gdy mieszkał w Chyliczkach […] O. Matulewicz znał dobrze o. Pielasińskiego[54]”. Około 1912 r., o. Pielasiński dowiedział się o reformie marianów dokonanej przez o. Matulewicza[55]. Wiedziało o  niej również kilka sióstr szarytek z zakładu. Ojciec Bernard wówczas zaczął usilnie poszukiwać możliwości ratowania zakonu w oparciu o autentyczną tradycję i wierność dziedzictwu ojca Założyciela. Ks. B. Janowicz w urzędowym sprawozdaniu tak oświadczył, „Gdy o. Pielasiński dowiedział się o pokryjomym przekształceniu Zakonu, dokonanym przez obcych zakonowi ludzi, upominał nas stale mówiąc: „Pamiętajcie, nie łączcie się z  marianami Matulewicza! Postąpili oni bardzo źle. Kara Boża przyjdzie za to na nich”[56]. Podobnie według naocznego świadka, o. Pielasiński w okolicznościowej przemowie „bardzo wielki nacisk położył na to, żeby się oni (kandydaci – stanisławici), w żadne pertraktacje z „czarnymi” nie wdawali, chyba, że ci ostatni zechcą powrócić do starych tradycji i reguł”[57]. Osobiście unikał spotkań z ks. Bronikowskim. Jak oświadczyła siostra J. Rossipal, która o. Bernarda znała bardzo dobrze „jako zakonnika i kapłana świątobliwego, nie mógł się on pogodzić z reformą zakonu i dlatego nie chciał spotykać się z ks. Bronikowskim, który od czasu do czasu przyjeżdżał do sióstr w szpitalu i przebywał tam przez kilka dni”[58]. Powoływał się na słowa ojca Papczyńskiego skierowane w Testamencie do o. Joachima „Zobowiązuję go pod groźbą strasznego sądu Bożego, aby mi nic nie zmieniał w habicie, nazwie zakonu..,” i na ostrzeżenie „gdyby chcieli wprowadzić coś nowego, niech z pomocą Boga i nuncjatury sprzeciwią się temu kapłani…”[59].

W ostatnich latach życia o. Bernard tracił wzrok, dlatego przełożona sióstr Antonina Soroczyńska, w razie potrzeby spełniała funkcję jego sekretarki. Niejednokrotnie czytała jego listy i odpisywała na nie. Według jej zeznań niektóre listy, pisane po łacinie, przychodziły z Rzymu[60]. Co zawierały, siostra już nie pamiętała. Zresztą nie znała łaciny. Ojciec Bernard był już słaby, schorowany, więc całą nadzieję położył w Bogu, a środki ku temu to: modlitwa, umartwienia i biczowanie. Ks. Janowicz zeznał, że [o. Bernard] „Ciało miał na plecach tak poorane biczami dyscypliny, że litość wzbudzał. Pokutował twardo w intencji odrodzenia się zakonu Marianów”[61]. Dnia 11 czerwca 1913 r. dokonał obłóczyn w biały mariański habit trzech kandydatów. Byli to: ks. Jan (Bogumił) Janowicz z diec. wileńskiej, diakon Konstanty Stepowicz z Białegostoku oraz świecki student Stanisław Pietrzak[62]. Ceremonia, z obawy przed rosyjską żandarmerią, odbyła się w ścisłej tajemnicy, nocą przy zamkniętych drzwiach. Jedynym urzędowym świadkiem była siostra Antonina Soroczyńska, przełożona szarytek. O jej przebiegu siostra złożyła relację na ręce ks. Bronikowskiego i okazała okolicznościowy obrazek, który z tej okazji otrzymała od trzech wspomnianych współbraci[63]. Na przeszkodzie w kontynuacji rozpoczętego dzieła stanęła wkrótce śmierć ojca Bernarda, brak poparcia wpływowych osób, brak funduszy i wybuch pierwszej wojny światowej. Dalsze losy tej małej wspólnoty okrywają braki dokumentów i mroki naszej niewiedzy.

JAN KOSMOWSKI MIC, PhD

Zwłoki o. Bernarda Pielasińskiego wystawione na widok publiczny.


[1] „Dzwon Niedzielny” N. 19, r. 1928. „Dzwon.,” był to Ilustrowany Tygodnik Katolicki, wydawany w Krakowie, w latach 1925-1939. W 1928 r. opublikowano w nim aż 13 artykułów dotyczących świątobliwego życia i działalności o. Stanisława Papczyńskiego i o. Bernarda Pielasińskiego.
[2] Archiwum Diecezji Siedleckiej [dalej: ASD], Stanisławici, biogram B. Pielasińskiego.
[3] J. Kosmowski, Marianie w latach 1787-1864, Warszawa-Lublin 2004, s. 138-139.
[4] Album zmarłych.., pod datą 21 XII 1861 r. Szląskowski był ekonomem i sekretarzem  generalnym.  Jako  przełożony  Puszczy  Korab. wybudował tam murowany klasztor. Następnie jako przełożony Goźlina rozbudował klasztor i poczynił potrzebne remonty.
[5] Archiwum Polskiej Prowincji Marianów [dalej: APPM], VII, A 23 Goźlin. Rejestra perceptarum et expensarum.
[6] S. Pietrzak, Księża powstańcy, Kraków 1916, s. 31.
[7] „Pielasiński Bernardus flilius laboriosorum Francisci et Marianne de Szląskowski legittimorum coniugorum, Dioecesis Varsaviensis, natus 27 mai 1832, baptizatus In Ecclesia urbis Latowicz. Die 1 septembris Anno 1851 susceptus in fundatio dioecesana. Scholas public as non frequentavit. Coepit a cursu phillosophico” cyt. za J. Muniak, O. Bernard Pielasiński, Kraków 1986, s. 18.
[8] Tamże.
[9] „Dzwon Niedzielny” N. 21 (1928)
[10] Jw., N. 27.
[11] „Dzwon Niedzielny” N. 35, (1928); Dlatego zachowany dokument na rok 1852/1853 wymienia tylko jednego nowicjusza, ASD, Lista imienna duchowieństwa zakonnego, (od 1835-do 1865).
[12]  J. Totoraitis, Zakon marianów od kasaty do odnowienia (1864-1909) w: S. Sydry, J. Totoraitis, „Zgromadzenie Księży Marianów od założenia do odnowienia”, Puszcza Mariańska 2004, s. 342; P. Kubicki, „Bojownicy kapłani”, Sandomierz 1933,t. III, s. 713.
[13] S. Olszamowska-Skowrońska, „Le concordat de 1847 avec la Russie d’apres les documents authentiques”, w: Sacrum Poloniae Millenium VII-VIII, Rzym 1962, s. 457.
[14] J. Kosmowski, „Pielasiński Bernard MIC” w: Enc. Katol., t. 15, kol. 477.
[15] „Dzwon Niedzielny” N. 42 (1928).
[16] APPM, Stanisławici, Dokument o przyjęciu dnia 24 września 1858 r, B. Pielasińskiego do Bractwa Najświętszego i Niepokalanego Serca Maryi; Zob. też, J. N., „Pielasiński Bernard (1832-1914)”, w: Enc. Kość., t. 43-44, Suplement I, 59-60; Zob. Muniak, O. Bernard.., s. 33-34.
[17] Totoraitis, Zakon marianów.., s. 298; ADS, 435/VII, A1. Ogólne dotyczące kościołów klasztornych i księży zakonnych (1832-1864); ADS, 525/I, Statystyka, an. 1856-1866.
[18] Muniak, O. Bernard., s. 35-37, 39-42.
[19] ADS, 435/VII, A1. Ogólne. Dotyczące kościołów klasztornych i księży zakonnych (1832-1864); ADS. Nr 525/I Ogólne. Statystyka an. (1856-1866).
[20] Cyt. za Muniak, „o. Bernard..”, s. 40.
[21] AZakS, „Księga Regestrowa Bractwa S. Jana Nepomucena w Skórcu”; Tamże, „Liber Confraternitatis Scapularis B. V. Mariae a Monte Carmelo”.
[22] Muniak, „O. Bernard..”, s. 59-60. Na temat prześladowań unitów i niesionej im przez zakony tajnych posług duchowych, zob. J. Pruszkowski, „Martyrologium czyli męczeństwo unii św. na Podlasiu”, cz. I-II, Woodbridge, New Jersey 1983 passim.
[23] Zob. R. Bender, Chrześcijanie w polskich ruchach demokratycznych XIX stulecia,Warszawa 1975, s. 213-226.
[24] AZakS., „Konsystorz diec. Podlaskiej do przełożonego w Skórcu”, Janów 16 VII 1834. List przypomina o zakazie śpiewania niektórych pieśni religijnych oraz poleca usunięcie z kościoła dekoracji o barwach narodowych. Władze carskie zakazywały wszystkich pieśni i  modlitw, w  których występowało słowo „ojczyzna”. Kazania głoszone przez księży musiały być wcześnie poddane cenzurze przez urzędnika państwowego.
[25] T. Fręchowicz, „Duszpasterska działalność Beniamina Szymańskiego biskupa podlaskiego”, w: Studia z historii Kościoła w Polsce, I, Warszawa 1972, s. 84.
[26] Kubicki, Bojownicy kapłani.., I/3, s. 713-714.
[27] Totoraitis, „Zakon marianów..”, s. 342.
[28] Archiwum Diec. w Łomży, Akta Kancellaryi Kuryalnej Biskupa Augustowskiego tyczące się przepisów o zakonnikach. Ks. Maryanin Bernard Pielasiński.
[29] Totoraitis, „Zakon marianów..”, s. 353-354.
[30] APPM-I Ł-Z Stanisławici, O. K. Bronikowski do ks. Kazimierza Reklaitisa, Ryga 6 II 1928.
[31] Wiadomości Archidiecezjalne Warszawskie r. 1914, nr 5, s. 145-147.
[32] Zob. przypis 30.
[33] Polak-Katolik, nr 107, 24 IV 1914.
[34] Beatificationis et Canonisationis Servi Dei Stanislai a Jesu Maria Papczyński, „Positio”, Romae 1977, s. 885-886; Album zmarłych, pod datą 19 IV 1914 r.; X. J. N., Pielasiński Bernard od Krzyża.
[35] W. Kraska, Dzieje Państwowego Domu Pomocy Społecznej w Górze Kalwarii 1840-1990, s. 13.
[36] Zob.przypis 30, zeznania ks. K. Bronikowskiego. Zeznania ojca Bronikowskiego są wiarygodne, ponieważ, jako proboszcz pobliskich Pieczysk osobiście znał o. Pielasińskiego spotkał go niejednokrotnie, a po jego śmierci zbierał o nim informacje.
[37] Muniak, O. Bernard.., s. 64; X. J. N., Pielasiński Bernard od Krzyża, Enc.Kość.., t. 43-44.
[38] „Polak-Katolik” Warszawa 24 IV 1914. Wspomnienie pośmiertne.
[39] „Polak-Katolik” 7 III 1914 nr 63.
[40] Zeznanie o. K. Bronikowskiego.
[41] APPM, Stanisławici, Ulotka pośmiertna zawierająca życiorys ojca Bernarda, wydana w Górze Kalwarii.
[42] „Dzwon Niedzielny” Nr 45 (1928).
[43] „Polak-Katolik” 24 IV 1914.
[44] APPM, „Rękopisy”. Zeznania świadków. Zeznanie Franciszki Babik ur. w 1878 r. zam. w Górze.  Ks. Kanonik Ludwik Walichnowski był proboszczem w Górze kalwarii w latach 1902-1921. „Rękopisy” to tytuł obszernej teczki, która zawiera zeznania 374 osób. Dotyczą one kultu ojca S. Papczyńskiego, dziejów „Wieczernika” oraz osoby o. B. Pielasińskiego.
[45] E. Makulski, „Dziedzictwo. Odbudowa kościoła Wieczerzy Pańskiej w Górze Kalwarii”, Wrocław 2001, s. 32-33.
[46] ADS, Stanisławici.., „Licentiam et facultatem ut reconstructam ecclesiam post supressum  Ord. Marianorum in Góra Kalwaria[…] benedicere”; Positio, Papczyński.., s. 885-886.
[47] APPM, Teczka „Rękopisy”. Zeznania świadków. Zeznanie siostry  Zofii Brzozowskiej – szarytki.
[48] Muniak, „O. Bernard..”, s. 78.
[49] APPM, Rękopisy.., Zeznania Antoniny Karaluch i inne.
[50] Jw., Zeznania o. Z. Trószyńskiego; Zeznanie Cz. Zambrzyckiego zamieszkałego w Górze K.
[51] „Polak-Katolik”21 IV 1914 i z 24 IV 1914; „Gazeta Kościelna” Lwów 1914, s. 236; „Nowości Ilustrowane” Kraków 16 V 1914; „Goniec Częstochowski” 3 V 1914; „Świat” nr 18 1914; „Biesiada Literacka 25 V 1914 i inne.
[52] „Świat”, 2 V 1914.  Ilustrowany Magazyn Tygodniowy „Świat”. Tygodnik Społeczno-Kulturalny, Warszawa 1906-1939.
[53] Za Muniak, O. Bernard.., s. 120.
[54] APPM, Rękopisy. Zeznania. Zeznanie ks. Zygmunta Trószyńskiego.
[55] Jw.,  Zeznanie siostry  Zofii  Brzozowskiej „O  odnowieniu zgromadzenia marianów ks. Bernard wiedział, ponieważ odwiedzali go inni marianie; Zeznanie ks. K. Bronikowskiego; Zeznanie siostry Jadwigi Rossipal; Muniak, „O. Bernard..”, s. 108; M. Kołodziejski, „Zakon oo. Marianów..”, s. 52.
[56] Oświadczenie ks. B. Janowicza w: ADS, Teczka „Stanisławici”:  Por. Kołodziejski., Zakon.., s. 52-56.
[57] APPM, Rękopisy „Stanisławici” Relacja o. K. Bronikowskiego.
[58] Rękopisy, Zeznanie siostry szarytki Jadwigi Rossipal.
[59] Rękopisy, Zeznanie siostry szarytki Jadwigi Rossipal.
[60] ADS, Teczka „Stanisławici”; APPM, Zeznanie o. K. Bronikowskiego.
[61] Ks. B. Janowicz, Oświadczenie w; Muniak.., O. Bernard.., s. 111.
[62] Kołodziejski, Zakon.., s. 51-56; Zeznania siostry Zofii Brzozowskiej; Zeznania ks. K. Bronikowskiego i wiele innych.
[63] APPM, Rękopisy. Oświadczenie siostry J. Soroczyńskiej.